Pamiętam ten dzień, jak wczoraj… Parę lat później założyłam nawet bloga, naiwnie myśląc, że jeśli wyrzucę z siebie te wspomnienia i podzielę się nimi z innymi, to jakoś mi ulży. Może faktycznie trochę ulżyło, dzięki świadomości, że być może kogoś ostrzegłam, być może komuś nawet uratowałam życie…
O tym dniu pisałam Ci dokładnie tutaj KLIK , więc pozwól, że nie będę przytaczać tej historii na nowo. Jednak bardzo bym chciała rozszerzyć ją o pewne fakty…
16.01.2013r, tj miesiąc i dwa dni po porodzie Filipa, wylądowałam w szpitalu z bardzo ciężką zakrzepicą. Lekarze ratowali mnie przez dwa tygodnie a ja jedyne co miała w głowie to myśl, że całe szczęście, iż miałam zamrażalnik wypełniony pojemniczkami z mlekiem i moje dziecko mimo, że odstawione od mamy i od piersi, to jednak zostało z konkretnym zapasem jedzenia.
Nie od dziś wiadomo bowiem, że dziecka nie powinno się przestawiać z dnia na dzień z mleka mamy na mleko modyfikowane, gdyż może to doprowadzić nawet do skrętu kiszek. Na szczęście u nas nie było takiego ryzyka, jednak nie zważając na ilość naszych zapasów, ja nie odpuszczałam. Mimo ciężkiej choroby i walki o życie żarliwie odciągałam pokarm, by go nie stracić i po wyjściu ze szpitala móc dalej cieszyć się tym, co najpiękniejsze w rodzicielstwie- z karmienia piersią. Było to nie lada wyzwanie, gdyż w szpitalu towarzyszył mi jedynie strach, płacz i ból a wiadomo, że nie są to warunki sprzyjające produkcji wartościowego pokarmu dla dziecka.
Byłam kompletnie odseparowana od rodziny.
Na domiar złego nikt nie mógł mnie odwiedzać, gdyż panowała w tym czasie w szpitalu świńska grypa. Jedynie pielęgniarki pozwalały szybciutko i to po cichu wchodzić mojemu Mężowi, by donosił mi na podmiankę pojemniczki na mleko.
W tej całej sytuacji, jaka nam się przytrafiła, był jeden idealny zbieg okoliczności. W dniu, w którym wylądowałam w szpitalu, przyszła do nas do domu paczka z laktatorem. Nie będę ukrywać, że to dzięki niemu miałam możliwość ściągania pokarmu, gdyż samej zajęłoby mi to zbyt wiele czasu a mój organizm był zbyt słaby, bym mogła sobie na to pozwolić.
Laktator, który wtedy kupiłam, był zwykłą, ręczną pompką. Kupiłam go bardziej z ciekawości niż z jakiejkolwiek potrzeby. Cieszyłam się bowiem z faktu, że pokarmu mam pod dostatkiem a jeszcze spokojnie mogłabym wykarmić kolejne dziecko. Kto by w ogóle przypuszczał, że będzie mi aż tak potrzebny.
Niestety ta historia nie ma zbyt dobrego zakończenia…
Po dwóch tygodniach pobytu w szpitalu, mimo iż regularnie ściągałam pokarm, musiałam odstawić Filipa od piersi, gdyż raz, że po takim czasie tolerował już jedynie butelkę a dwa, że niestety leki, jakimi mnie faszerowano weszły w pokarm i nie nadawał się on już dla dziecka.
Nie zapomniałam jednak, jak wiele mi pomogło to małe urządzenie. Dlatego właśnie w ostatnim wpisie dotyczącym podstawowej wyprawki dla dziecka KLIK , zawarłam również laktator. Wiele z Was uważało, że jest to zbyteczne na samym początku i można ten wydatek spokojnie odłożyć na później. Pisaliście również, że jest to już wydatek z wyższej półki, dlatego lepiej zaczekać aż po porodzie dostaniemy choćby becikowe, za które można będzie się w niego zaopatrzyć. Wszystko się zgadza, jednak ilu ludzi, tyle historii.
Będąc po porodzie z Zosią w szpitalu również nie miałam problemu z pokarmem. Były jednak dziewczyny, które na przemiennie ściągały pokarm laktatorem i piły herbatki wspomagające laktacje. Nie jest powiedziane, że będziemy mieć problem ale też nikt nie wie, czy taka sytuacja nie wystąpi. Dlatego właśnie umieściłam go na liście podstawowych akcesoriów „na start”.
Postanowiłam również rozeznać się w cenach i faktycznie wybór jest bardzo szeroki. Niektóre można kupić za kilkadziesiąt złotych a niektóre kosztują ponad połowę podstawowej wypłaty.
W moje ręce trafił jednak taki oto sympatyczny i niedrogi model, o którym Ci chętnie więcej opowiem.
Nazywa się on „Lakta Electric” firmy Simed i kosztuje dokładnie 165,90zł. Z podstawowych zalet, jakie dla mnie są najważniejsze „na pierwszy rzut oka”, to to, że jest on nieduży, lekki, poręczny i cichy. Jest to dla mnie bardzo istotne, ponieważ spokojnie można go zapakować do torebki i korzystać z niego poza domem- pracuje on bowiem zarówno na kablu sieciowym jak i na bateriach 4 x AA. Do tego można go swobodnie używać podczas drzemki dziecka, nie martwiąc się o to, że je obudzimy.
W ramach ceny otrzymujemy w zestawie:
– laktator
– silnik z panelem LCD
– smoczek silikonowy rozmiar M do mleka
– nakrętkę z dyskiem uszczelniającym
– podstawkę
– silikonową nakładkę masującą
– butelkę na pokarm 150ml, która może służyć również jako pojemnik do przechowywania- dołączony jest dysk zabezpieczający
– zapasową uszczelkę zaworka
– kabel zasilający wraz z adapterem
Co warto o nim wiedzieć?
– posiada 3 fazy- 9 poziomów mocy
Faza 1 stymulacja, faza 2 mieszana, faza 3 głębokie odciąganie- przypomina Ci to coś? W ten sposób funkcjonuje naturalny tryb ssania malucha. Jest również możliwość ręcznego ustawienia ilości cykli tak, by odciąganie pokarmu było bezbolesne i efektywne.
Posiada normy jakości BPA free i wymogi norm UE.
To tyle w temacie tego małego pomocnika- link zostawiam Ci poniżej. Teraz decyzja należy do Ciebie. Daj znać koniecznie w komentarzu, czy masz doświadczenie w karmieniu piersią i jak to wspominasz 🙂
https://www.simed.pl/e-sklep/laktatory/laktator-elektryczny-lakta-electric/